Ostatnimi czasy poczytuję książkę "Wspomnienia staromiejskie" autorstwa Henryka Marii Fukiera, człowieka, który przez kilkadziesiąt lat prowadził winiarnię na Rynku Starego Miasta w Warszawie, podobnie zresztą jak i jego przodkowie. Był on zawodowym znawcą i handlarzem win, więc niejako to o co zawarł w ów książce można traktować za rzetelne (a przynajmniej chciałbym w to wierzyć). Książka bardzo przyjemna, ale o niej postaram się napisać w oddzielnym wątku, być może kogoś to zachęci do przeczytania jej. Autor zawarł jedną uwagę, która wzbudziła moje zainteresowanie. Otóż na kartach książki przytoczył, w ramach ciekawostki odnośnie uprawy winorośli, informację jakoby wina węgierskie (Tokaje) miały tendencję do burzenia się w beczkach w tym samym czasie, kiedy jego rodzime winnice zaczynają kwitnąć. Proces ten ma mieć rzekomo miejsce również z winami wywiezionymi za granicę, a w tym wypadku chodziło o Polskę. Henryk Fukier, wielki entuzjasta win węgierskich, zajmował się m.in. sprowadzaniem Tokajów do naszego kraju, i ten proces zauważył również w swojej piwnicy (w okolicach czerwca). Nie ukrywał, że sam pragnął przekonać się czy ten proces nie jest jedynie legendą , a swoją obserwacje przeprowadził na winie sprowadzonym z okolic Abaujszanto. Ta "łączność" wina z rodzimą winnicą ma ponoć trwać kilka lat. Ciekaw jestem czy ktoś z Was słyszał o tej przypadłości?
_________________ Brzuch jest powodem, iż człowiek nie uznaje siebie tak łatwo za boga.
|