tony halik napisał(a):
Poprzyj wypowiedź jakimś linkiem do przygód "kolegi".
Czuję się wezwany do odpowiedzi, bo to, jak się domyślam, mnie Krzysztof miał na myśli. Rzecz dotyczy mojego doświadczenia z winem truskawkowym w 2006 lub 2007 roku.
Było tak: odmiany przerobowe ( m. in. Dukat), krótka fermentacja w miazdze, potem w wyniku ewidentnego zaniedbania dalsza fermentacja w bardzo wysokiej temperaturze powyżej 30 st.C (były duże upały). W rezultacie aromaty truskawkowe szlag trafił. Od tamtej pory staram się utrzymywać temperaturę fermentacji poniżej 20 stopni. Dlatego też w sezonie trzymam w zamrażarce kilka butelek PET z lodem.
Jeżeli uważasz, że temperatura fermentacji nie wpływa na jakość wina, to chyba chcesz w to wierzyć
Radzę ci wąchać systematycznie to, co wylatuje z rurki fermentacyjnej. Jeżeli nie zauważysz wyraźnie słabszego zapachu w niskich temperaturach to znaczy, że organ powonienia powinieneś oddać do remontu
Jak to mówili w kabarecie (pamiętacie w którym? - nie bierz tylko tego do siebie): ,, nie bądź pan głąb- praw fizyki pan nie zmienisz".
Tu sprawa jest prosta: im mniej aromatów wylatuje przez rurkę, tym więcej zostaje ich w winie.
W wielu winiarniach na świecie czerwone wino fermentuje się w pojemnikach umieszczonych pod gołym niebem. Jest ono tym samym często narażone na wysokie temperatury (zarówno zewnętrzne jak i podgrzewanie wewnętrzne). Producenci walczący o podniesienie jakości wina instalują coraz powszechniej instalacje chłodzące sterowane komputerowo. Jeśli zaś idzie o wina białe, to oczywistym elementarzem ( z uwagi m. in. na delikatniejszy charakter aromatów i chęć zachowania świeżych nut owocowych) jest fermentacja w niskich temperaturach.
W przypadku win owocowych, które jest znacznie trudniej zrobić (w odniesieniu do jakości) niż gronowe, pozbawianie się ich cennych atutów (aromatów owocowych) przez fermentację w wysokiej temperaturze jest mało rozważne. Ponieważ jednak żyjemy w wolnym kraju, to każdy robi wino tak, jak umie i chce
tony halik napisał(a):
Napisałeś wiele mądrych słów, a Generał, że wali je poprostu do balona.
Tony,
Z tego, że wiele osób sypie drożdże do balonu ( ja też tak robię) nie wynika wcale, że jest to metoda najlepsza. Prawidłowa rehydratyzacja i utrzymywanie zalecanych reżimów temperaturowych powoduje ZNACZNIE szybsze zafermentowanie nastawu. Możesz powiedzieć, że po co dodawać drożdże? Można przecież polecieć na dzikusach wśród których znajdzie się również trochę drożdży szlachetnych. Chyba nie chodzi nam o to, żeby robić wina ,,na pałę", ale o to, żeby mieć cały proces pod większą lub mniejszą kontrolą.
tony halik napisał(a):
Ty masz swoje zdanie i wydaje mi się, że czysto teoretyczne. Ja lubię praktykę.
Nie chcę być adwokatem Krzysztofa, ale chyba musisz z nim porozmawiać, aby przekonać się że to -nie wypominając nikomu wieku- praktyk od wielu, wielu lat