Podaję składniki zupy morskiej, którą niektórzy mieli okazję przyswoić ze smakiem: (uprzedzam, że będzie to raczej coś koło about, bo ja gotuję z głowy i według jakiejś tam własnej fantazji. Nie zapisuję, bo nie chcę powielać każdorazowo tego samego. Każde następne gotowanie, choć podobne, może być subtelnie odmienne od wcześniejszych. I taka postawa w kuchni mnie kręci).
Baza - woda z kury (kupionej od chłopa na Górniaku - wierzcie mi, mięsa za grosz, ale smak.... poza tym, kiedy pierwszy raz żona zrobiła nań rosół i podała ptaka na drugie danie, stwierdziłem, że to kaczka. Końcówki kości nożnych są zupełnie inne, niż normalne kurczakowe sklepowe). Kura podgotowana, nie Ugotowana, chyba ze 40 min. + 3 listki selera ze szklarenki (tak dla jaj). Tłuszcz z powierzchni usunięty, żeby porcja zupy nie miała 3000kcal.
Później wpadły - cukinie, pyrki (chyba.... żona też nie do końca pamięta), pieczarki, ananasy Była cebulka, czosnek, pomidory (podsmażane) Kwintesencją jest niewątpliwie sos rybny i pasta krewetkowa, na szczęście już dostępna w PRL i to nawet w Rzgowie. Oczywiście imbir, galangal, bird's eye chilli, liście kafiru, trawa cytrynowa (ja dałem liście, bo kiedyś hodowałem i tylko to mi zostało, niewątpliwie lepsze są świeże łodygi, które też można u nas kupić). Kurkuma w proszku, trochę zwykłego pieprzu czarnego (teraz jestem gość, bo mam prawdziwy kampot), cukier palmowy. Tamaryndowiec - najlepiej kupić żywe, albo sprasowane i samemu się babrać z pozyskaniem mazi, nie kupować gotowizny słoikowej. Jak to się już ukisi, wpadają : ośmiornica na ok. 40 min. , ryba, kalmarki i małże na ok. 20 minut i krewetki na ok. 10 minut. Z rybą wlałem też mleko kokosowe (puszkowe, nie chce mi się uzyskiwać ręcznie, choć frezarkę do kokosów mam).
Ufam, że nie zataiłem żadnego składnika. Najważniejsze jest uzyskanie optymalnego balansu słodko-kwaśno-słono-pikantnego. A, podaje się ze świeżą kolendrą.
|